"Siedziałam na ciepłym kamieniu i obserwowałam powolne ruchy mechanika. Topiąc po kawałku dętkę w blaszanym naczyniu napełnionym wodą z kałuży, znalazł dwie dziury. Potem zaczął palcami przesuwać po wewnętrznej stronie opony i wyciągnął z niej dwucentymetrowej długości biały kolec akacji."

"Zapytałam się przechodzącego w poprzek drogi mężczyzny, którędy do Kericho, ale przeszedł udając, że nie słyszy. Zeszłam z roweru i zaczęłam się rozglądać za bardziej przyjazną twarzą. Słońce chyliło się ku zachodowi, zaczął padać drobny deszczyk i powoli uświadamiałam sobie, że to miasteczko jest jakieś dziwne. Tubylcy wzajemnie się do siebie nie odzywali, niby nikogo nie zainteresowała moja obecność, a jednak z każdej szpary wystawały wlepione we mnie białe ślepia. Potęgę tajemniczego miejsca wzmagał cichy deszczyk mieniący się w czerwonych promieniach zachodzącego słońca. W tym miejscu i w tym czasie wszystko było rdzawoczerwone - falista blacha domów, ziemia, powietrze. Szarobrązowe ubrania tubylców pokrywał rdzawy pył. Kurczowo trzymałam rower i nie miałam odwagi zrobić zdjęcia, a byłoby piękne, przerażająco piękne. Czułam się osaczona jak Grace w Dogville Larsa von Triera."

"Za niecałego dolara zjedliśmy w Maseno obiad - ugali i soczyste pomidory z dużą ilością delikatnej cebuli i pachnącej zielonej pietruszki. Każde oczekiwanie na posiłek sprawiało mi ogromną przyjemność i skłaniało do refleksji.

Umyłam pod kranikiem ręce, usiadłam przy stole i obserwowałam rozmowę Jonesa z kelnerem. Rozmawiali długo i z namaszczeniem. Jones powtarzał parokrotnie te same zdania i ręką naśladował ruchy tasaka uderzając kantem dłoni w stół oraz malował w powietrzu wielkość miski, w której mają być przyniesione pomidory. Kelner trzymał ręce złożone jak do modlitwy i spuszczał powieki na znak zrozumienia. Do dziś nie umiem sobie wytłumaczyć, dlaczego ludzie, którzy rozmawiali w swoim rodowitym języku, potrzebowali piętnastu minut na przyjęcie prostego zamówienia, ale też po dziś dzień czuję słodycz pomidorów i ostry zapach pietruszki, słyszę głosiki dzieci bawiące się moim rowerem przy wejściu do baru i widzę postać niewidomego żebraka w łachmanach, który przyszedł po resztki jedzenia."

"W jakiejś wiosce zaraz za rzeką, Jones zatrzymał się, aby załatać dziurę w dętce. Kupiłam w tym czasie pięć sztuk małych owoców mango płacąc dosłownie jednego grosza za sztukę. Zjadłam na miejscu wszystkie. Za moment znowu byłam głodna, więc w Bumala kupiłam kiść bananów za kolejne grosze, a Jones kupił trzcinę cukrową. Na targu opowiadaniom skąd i dokąd jedziemy nie było końca. Bawiło mnie kiedy sympatyczni ludzie nie mogli pojąć, że jadę z Nairobi do Nairobi."

Powyższe fragmenty pochodzą z mojego "Pamiętnika podróży",
A.Martinka