Wyprawa do Afryki
Z misją nad Jezioro Wiktorii

Agnieszka Martinka rozpoczęła swoją afrykańską przygodę. W minionym tygodniu odleciała z Warszawy do Londynu, a stamtąd do Nairobi. Nowy Rok witała na Czarnym Lądzie. Zamierza zrobić coś, czego jeszcze nie dokonał nikt z Polski - objechać na rowerze Jezioro Wiktorii, czyli przemierzyć ok. 2,5 tysiąca km na dwóch kółkach. Niewykluczone, że jest pierwszą kobietą na świecie, która odważyła się na taki wyczyn. Ale to nie wszystko. Ma też do wypełnienia misję.

Afrykańska wyprawa planowana była od dawna. Pomysły o rowerowych trasach i swoistych rekordach nieustannie krążą jej po głowie. Ma to we krwi. W dzieciństwie podróżowała z rodzicami i dwoma siostrami małym fiatem po Europie, docierając nawet do Adampola, polskiej wsi nad Bosforem. Na początku lat 80. Martinkowie planowali kolejną rodzinną wyprawę do północnej Afryki, wojennymi śladami dziadka, który z II wojny światowej nigdy nie wrócił.

- Musieliśmy zrezygnować z wyjazdu, bo wprowadzono stan wojenny - wspomina Agnieszka.

Na co dzień pracuje w firmie konsultingowej w Warszawie, jest specjalistką od walut i od... rowerowych eskapad. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni niemal w każdy weekend wsiada na rower i przemierza setki kilometrów. Do rodzinnego Tomaszowa Lubelskiego również jeździ rowerem, trasą przez Wysokie.

Plan afrykańskiej wyprawy powstał pół roku temu. Do Afryki miały jechać także dwie inne dziewczyny. Gdy wycofały się, Agnieszka stwierdziła, że nie może zrezygnować ze swoich marzeń.

- Ale nie ma we mnie brawury, wiem, że to trudna podróż, bo byłam już w Afryce, weszłam na Kilimandżaro - często podkreślała w rozmowach przed odlotem.

Mimo wszystko przez ostatnie pół roku czytała wszystko, co mogłoby jej się przydać w afrykańskiej wyprawie. Szukała też kontaktów z ludźmi, którzy byli w Ugandzie, Tanzanii, Kenii, no i uczyła się, jak naprawić rower.

- Wreszcie jadę - cieszyła się niemal jak dziecko po przebrnięciu przez wszystkie etapy przygotowań. - Kupiłam już 50 rolek filmów, pożyczyłam pokrowiec na rower, pakuję rzeczy, zabieram mnóstwo koralików - relacjonowała przygotowania do podróży. - Jadę, choć nie wiem, czy Asia, która mieszka pod Nairobi, będzie na mnie czekała, bo nie odpisała na ostatniego maila.

Agnieszka Martinka poznała Asię w Afryce. To Polka, która razem z mężem Sao Gamba prowadzi coś w rodzaju kempingu w niezwykle malowniczym zakątku pod Nairobi.

- Asia poznała Sao, gdy studiowała w Warszawskiej Szkole Handlowej. On był wtedy w łódzkiej filmówce. Potem wyjechali z Polski. Kilkanaście lat mieszkają w Kenii, w Dolinie Hipopotamów. To niezwykłe miejsce i cudowni ludzie. Sao jest artystą, maluje obrazy, Asia natomiast świetnie gotuje. Potrafiła połączyć kuchnię polską z afrykańską, co dało niesamowity efekt - opowiadała z pasją Agnieszka Martinka. - To tam jest przedsionek tej prawdziwej Afryki. Nie ma światła, nie ma typowych lodówek, tylko urządzenia chłodzone lodem, a kolację jada się przy lampach oliwnych. To będzie dopiero początek podróży.

Gdy rozpocznie się najważniejsza część wyprawy, gdy dotrze do Jeziora Wiktorii, ma do spełnienia misję. Po artykule o wyprawie, który ukazał się w KL pod koniec listopada, za pośrednictwem poczty elektronicznej skontaktował się z nią mieszkaniec Lublina. - Jego mail zrobił na mnie niesamowite wrażenie - Agnieszka nie kryła emocji. Usłyszała od niego historię rodzinną. Teraz, gdy dotrze nad Jezioro Wiktorii, chce szukać śladów osady Koja w Ugandzie. O to została poproszona.

- Tam w latach 40. ubiegłego wieku znajdował się obóz polskich uchodźców. Napisał do mnie lublinianin, którego ojciec spędził tam kilka lat. Do Afryki trafił z rodzicami. Wszyscy zostali wywiezieni z Grodna na Syberię. Potem razem z armią Andersa wyszli z ZSRR, przez Persję dotarli do obozu w Afryce.

- Ta niezwykła opowieść zrobiła na mnie duże wrażenie - stwierdziła Agnieszka. - I jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to spróbuję znaleźć to miejsce, choć nie wiadomo, czy są tam jeszcze jakiekolwiek ślady po osadzie, w której żyło kilkuset Polaków. A z tego co wiem, takich polskich obozów w Afryce było wiele.

Danuta Matłaszewska